Harry
Siedziałem na szpitalnym krześle i ze łzami w oczach patrzyłem jak moja księżniczka żegna się ojcem. Blondynka trzymała głowę na ramieniu mężczyzny i kurczowo trzymała jeg dłoń. Zerknąłem na matkę niebieskookiej, która siedziała załamana na fotelu pod oknem. Nie mogłem uwierzyć, że mężczyzna, z którym jeszcze miesiąc temu jadłem obiad i grałem w Fifę umiera na moich oczach:
- Niestety musimy już odłączyć aparaturę - powiedział lekarz wchdzą do pomieszczenia.
- Nie, proszę nie - zaskamlała Hope prostując się na krześke.
- Doktorze, możemy porozmawiać? - Zapytałem podnosząc się z miejsca.
- Oczywiście - odparł otwierając drzwi. Wyszedłem za nim na korytarz i stanąłem naprzeciwko niego. Spojrzałem przez szybę na blondynkę i jej matkę, która zajęła moje miejsce i przytulała do siebie córkę głaszcząc ją po głowie. Na ten widok ścisnęło mi serce, a łzy coraz mocniej cisnęły mi się do oczu:
- Naprawdę nic nie da się zrobić? Przecież je serce jeszcze bije - powiedziałem drżącym głosem.
- Harry, jego muzg umarł, a serce pracuj tylko dzięki aparaturze. To koniec - powiedział spokojnie, ale stanowczo.
- Dobrze - westchnąłem, a po moim policzku spłynęła pojedyńcza łza. Weszliśmy do sali, mama Hope z powrotem siedziała na fotelu i chowała twarz dłoniach, a dziewczyna nadal ściskała dłoń swojego ojca. Podszedłem do blondynki i pocałowałem czubek jej głowy:
- Daj mu odejść - wyszeptałem w jej włosy.
- Żegnaj, tato - szepnęła po chwili wstając z krzesła i puściła jeg dłoń. Przyciągnąłem ją do siebie, a ona wtuliła się w mój tors i cicho płakała w moją koszulkę. Lekarz odłączył mężczyznę od aparatury i po chwili usłyszeliśmy charakterystyczne piszczenie na co blondynka mocniej zacisnęła pięści na mojej bluzce.
Siedziałem na szpitalnym krześle i ze łzami w oczach patrzyłem jak moja księżniczka żegna się ojcem. Blondynka trzymała głowę na ramieniu mężczyzny i kurczowo trzymała jeg dłoń. Zerknąłem na matkę niebieskookiej, która siedziała załamana na fotelu pod oknem. Nie mogłem uwierzyć, że mężczyzna, z którym jeszcze miesiąc temu jadłem obiad i grałem w Fifę umiera na moich oczach:
- Niestety musimy już odłączyć aparaturę - powiedział lekarz wchdzą do pomieszczenia.
- Nie, proszę nie - zaskamlała Hope prostując się na krześke.
- Doktorze, możemy porozmawiać? - Zapytałem podnosząc się z miejsca.
- Oczywiście - odparł otwierając drzwi. Wyszedłem za nim na korytarz i stanąłem naprzeciwko niego. Spojrzałem przez szybę na blondynkę i jej matkę, która zajęła moje miejsce i przytulała do siebie córkę głaszcząc ją po głowie. Na ten widok ścisnęło mi serce, a łzy coraz mocniej cisnęły mi się do oczu:
- Naprawdę nic nie da się zrobić? Przecież je serce jeszcze bije - powiedziałem drżącym głosem.
- Harry, jego muzg umarł, a serce pracuj tylko dzięki aparaturze. To koniec - powiedział spokojnie, ale stanowczo.
- Dobrze - westchnąłem, a po moim policzku spłynęła pojedyńcza łza. Weszliśmy do sali, mama Hope z powrotem siedziała na fotelu i chowała twarz dłoniach, a dziewczyna nadal ściskała dłoń swojego ojca. Podszedłem do blondynki i pocałowałem czubek jej głowy:
- Daj mu odejść - wyszeptałem w jej włosy.
- Żegnaj, tato - szepnęła po chwili wstając z krzesła i puściła jeg dłoń. Przyciągnąłem ją do siebie, a ona wtuliła się w mój tors i cicho płakała w moją koszulkę. Lekarz odłączył mężczyznę od aparatury i po chwili usłyszeliśmy charakterystyczne piszczenie na co blondynka mocniej zacisnęła pięści na mojej bluzce.
Nadal miałem w głowie obraz tamtego dnia i każdej nocy śniła mi się zapłana blondynka trzymająca dłoń swojeg ojca. Stanąłem na werandzie Reedów i zapukałem do drzwi, a po chwili przede mną pojawiła sie Alice, młodsza siostra Hope:
- Cześć, młoda, jesteście gotowe? - Zapytałem widząc, że dziewczynka jest już w swojej czarnej sukience.
- Mamusia pojechała wcześniej, a Hope zamknęła się w pokoju i nie chce mi otworzyć - odparła blondyneczka.
- A długo tam siedzi? - Zapytałem biorąc dxiewczynkę na ręce i wszedłem do domu.
- Obejrzałam dwie bajki - odparła pokazując trzy palce.
- To jest dwa - zaśmiałem się zginając jeden z jej paluszków - to idź obejrzyj jeszcze hedną bajkę, a ja pójdę z nią porozmawiać - powiedziałem stawiając ją na podłodze. Dziewczynka pokiwała głową i pobiegła do salonu, a ja wdrapałem się na górę i stanąłem pod drzwiami mojej dziewczyny:
- Hope, to ja, Harry - powiedziałem pukając do drzwi, ale nie uzyskałem odpowiedzi - słońce, wiem, że tam jesteś, proszę otwórz - znowu nic - nie odejdę do puki mi nie otworzysz - dodałem i po chwili drzwi się uchyliły, a przede mną stanęła zapłakana blondynka. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem:
- Nie chce tam iść - załkała moją koszulkę.
- Czego, kochanie? - Zapytałem głaszcząc jej włosy.
- Litości - odparła patrząc w moje oczy - boje się tych współczujących spojrzeń i tych łzawych gadek "tak mi przykro z powodu twojego taty", bo mi, kurwa, nie jest przykro - wyjaśniła.
- Będę tam z tobą - szepnąłem kładąc dłonie na jej policzkach na co dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła - teraz idź się ubrać, a ja pójdę pooglądać bajki z twoją siostrą - powiedziałem na co dziewczyna cicho się zaśmiała, pokiwała delikatnie głową i ruszyła w stronę szafy. Zamknąłem drzwi do jej pokoju, zszedłem do salonu i usiadłem kapie obok Alice. Dziewczynka wdrapała się na moje kolana, położyła główkę na moim ramieniu i dalej wpatrywała siębw telewizor.
- Cześć, młoda, jesteście gotowe? - Zapytałem widząc, że dziewczynka jest już w swojej czarnej sukience.
- Mamusia pojechała wcześniej, a Hope zamknęła się w pokoju i nie chce mi otworzyć - odparła blondyneczka.
- A długo tam siedzi? - Zapytałem biorąc dxiewczynkę na ręce i wszedłem do domu.
- Obejrzałam dwie bajki - odparła pokazując trzy palce.
- To jest dwa - zaśmiałem się zginając jeden z jej paluszków - to idź obejrzyj jeszcze hedną bajkę, a ja pójdę z nią porozmawiać - powiedziałem stawiając ją na podłodze. Dziewczynka pokiwała głową i pobiegła do salonu, a ja wdrapałem się na górę i stanąłem pod drzwiami mojej dziewczyny:
- Hope, to ja, Harry - powiedziałem pukając do drzwi, ale nie uzyskałem odpowiedzi - słońce, wiem, że tam jesteś, proszę otwórz - znowu nic - nie odejdę do puki mi nie otworzysz - dodałem i po chwili drzwi się uchyliły, a przede mną stanęła zapłakana blondynka. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem:
- Nie chce tam iść - załkała moją koszulkę.
- Czego, kochanie? - Zapytałem głaszcząc jej włosy.
- Litości - odparła patrząc w moje oczy - boje się tych współczujących spojrzeń i tych łzawych gadek "tak mi przykro z powodu twojego taty", bo mi, kurwa, nie jest przykro - wyjaśniła.
- Będę tam z tobą - szepnąłem kładąc dłonie na jej policzkach na co dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła - teraz idź się ubrać, a ja pójdę pooglądać bajki z twoją siostrą - powiedziałem na co dziewczyna cicho się zaśmiała, pokiwała delikatnie głową i ruszyła w stronę szafy. Zamknąłem drzwi do jej pokoju, zszedłem do salonu i usiadłem kapie obok Alice. Dziewczynka wdrapała się na moje kolana, położyła główkę na moim ramieniu i dalej wpatrywała siębw telewizor.
Cassie
Przebiegłam na drugą stronę ulicy i wpadałam zziajana do domu Nialla, który, jak zwykle, był otwarty. Pierwsze miejsce, które sprawdziłam to kuchnia i właśnie ona okazała się strzałem w dziesiątkę. Weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam blondyna jedzącego kanapki przy wyspie kuchennej:
- Co ty robisz? - Zapytałam zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Jem? - Powiedział z pełnymi ustami.
- Mieliśmy iść na pogrzeb ojca Hope - odparłam siadając na przeciwko niego.
- Nigdzie nie idę - mruknął pod nosem.
- Przestań, ktoś musi ją wspierać - westchnęłam.
- Powiedziałem, że nigdzie nie idę - krzyknął podywając się z krzesła i ruszył do salonu.
- Dlaczego? - Zapytałam idąc za nim.
- Bo niewidzę pogrzebów - wrzasnął gwałtownie odwracając się w moją stronę - nie rozumiesz, że widok trumny, karawanu i tłumu ludzi ubranych na czarno przypomina mi o wszystkim co stało się dziesięć lat temu. Ty nie musiałaś patrzeć na śmierć swojej matki - powiedział, a na końcu jego głos zadrżał. Podedzłam do niego i mocno go przytuliłam. Chłopak owinął ramiona wokół mojej talii, wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi i zaczął płakać:
- Nie wiesz jak to jest, kiedy w wieku ośmiu lat trzymasz w swoic małuch rączkach dłoń mamy, która z minuty naminutę staje się coraz słabsza, a ty nie możesz z tym nic zrobić. Nie wiesz jak to jest ciąć się od dwunastego roku życia, bo w twojej głowie cały czas siedzi myśl, że ona nie żyje przez ciebie, a ojciec ma w dupie to co czujesz i woli zajmować się swoimi dziwkami - powiedział zaciskając pięści na im swetrze.
- Niall, to nie była twoja wina - szepnęłam głaszcząc go po głowie.
- Możemy zostać w domu? - Zapytał podnosząc głowę i spojrzał na mnie przekrwionymi od płaczu oczami.
- Oczywiście - delikatnie się uśmiechnęłam głaszcząc go po policzku. Nie lubiłam oglądać go takiej rozsypce i chociaż żadko okazywał takie emocje to za każdym razem moje serce łamało się na miliony kawałków.
- Co ty robisz? - Zapytałam zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Jem? - Powiedział z pełnymi ustami.
- Mieliśmy iść na pogrzeb ojca Hope - odparłam siadając na przeciwko niego.
- Nigdzie nie idę - mruknął pod nosem.
- Przestań, ktoś musi ją wspierać - westchnęłam.
- Powiedziałem, że nigdzie nie idę - krzyknął podywając się z krzesła i ruszył do salonu.
- Dlaczego? - Zapytałam idąc za nim.
- Bo niewidzę pogrzebów - wrzasnął gwałtownie odwracając się w moją stronę - nie rozumiesz, że widok trumny, karawanu i tłumu ludzi ubranych na czarno przypomina mi o wszystkim co stało się dziesięć lat temu. Ty nie musiałaś patrzeć na śmierć swojej matki - powiedział, a na końcu jego głos zadrżał. Podedzłam do niego i mocno go przytuliłam. Chłopak owinął ramiona wokół mojej talii, wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi i zaczął płakać:
- Nie wiesz jak to jest, kiedy w wieku ośmiu lat trzymasz w swoic małuch rączkach dłoń mamy, która z minuty naminutę staje się coraz słabsza, a ty nie możesz z tym nic zrobić. Nie wiesz jak to jest ciąć się od dwunastego roku życia, bo w twojej głowie cały czas siedzi myśl, że ona nie żyje przez ciebie, a ojciec ma w dupie to co czujesz i woli zajmować się swoimi dziwkami - powiedział zaciskając pięści na im swetrze.
- Niall, to nie była twoja wina - szepnęłam głaszcząc go po głowie.
- Możemy zostać w domu? - Zapytał podnosząc głowę i spojrzał na mnie przekrwionymi od płaczu oczami.
- Oczywiście - delikatnie się uśmiechnęłam głaszcząc go po policzku. Nie lubiłam oglądać go takiej rozsypce i chociaż żadko okazywał takie emocje to za każdym razem moje serce łamało się na miliony kawałków.
----------------
Hej,
wróciłam do mojego dziecka (czyt. Wróciła wena na "Destiny").
Mam nadzieję, że pomysły szybko mnie nie opuszczą.
wróciłam do mojego dziecka (czyt. Wróciła wena na "Destiny").
Mam nadzieję, że pomysły szybko mnie nie opuszczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz